W poniedziałkowym Życiu Warszawy ukazał się artykuł autorstwa Konrada Majszyka pt. Pasy na drodze do Grota, dotyczący modernizacji kładki nad ul. Jagiellońską. Łezka się nam w oku zakręciła, gdyż poczuliśmy się jak kilkanaście lat temu, w początkach naszej kampanii rowerowej...

Polityczny ekspert od maoizmu

Szczególnie zauroczyło nas stwierdzenie radnego Michała Suliborskiego:

Zielone Mazowsze wszystkich wsadziłoby najchętniej przymusowo na rowery jak towarzysz Mao.

Sądziliśmy, że takie celne wice odeszły do lamusa wraz z nieodżałowanym Markiem Wosiem (Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć... - kto pamięta kontekst tej błyskotliwej obserwacji, wie że analogia dotyczy nie tylko poczucia humoru). Najwyraźniej w warszawskim skansenie myśli transportowej uchowało się jeszcze trochę cennych zabytków. Ale przejdźmy ad rem.

Nie dziwi nas, że w związku ze swoim wykształceniem (cyt. z własnej strony radnego: studiowałem - czas przeszły niedokonany - nauki polityczne) Michał Suliborski lepiej się orientuje w myślach przewodniczącego Mao niż w nowoczesnych rozwiązaniach transportowych. Dla porządku należy jednak sprostować - nie chcemy przesadzić wszystkich na rowery. Nie proponujemy zamknięcia ul. Jagiellońskiej dla ruchu samochodów osobowych (ech, a można by przecież wyznaczyć 14 pasów dla ruchu rowerowego... ;-) Dbamy jedynie, by inwestycje transportowe uwzględniały również potrzeby rowerzystów (a także pieszych i osób niepełnosprawnych). To naprawdę, naprawdę elementarny standard minimum w krajach cywilizowanych.

Na marginesie należy zauważyć, że wbrew obiegowym opiniom osób nieobeznanych w tematyce transportowej, Chiny nie należą do najbardziej zroweryzowanych krajów świata. W kwestii przesadzania społeczeństwa na rowery daleko Chinom do krajów Europy Zachodniej, takich jak Dania czy Holandia. Ale zapewne Michał Suliborski nie doszedł na swych studiach do semestru z myślami królowej Beatrycze, zmuszony zatem był odwołać się do przewodniczącego Mao.

Elementarnego standardu krajów cywilizowanych nie spełniają ciasne, niewygodne, wiecznie zepsute podnośniki, mylnie określane windami. Zwracaliśmy na to uwagę wielokrotnie zarówno my [zobacz >>>], jak też i organizacje osób niepełnosprawnych [zobacz >>>]. Zwolennikami podnośników na kładki są jedynie osoby, które nie były zmuszone z tych "udogodnień" korzystać.

Suliborska masakra przejściem dla pieszych

Jedźmy dalej:

To idiotyzm – zżyma się Michał Suliborski ze Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji. – Jagiellońska to łącznik między obwodnicami.

Rzeczony łącznik między obwodnicami brzmi groźnie. Tak naprawdę jest to jednak droga wewnątrz obwodnicy miejskiej, w obszarze, w którym - zgodnie z obowiązującym Programem Ochrony Powietrza - ruch samochodów osobowych i ciężarowych trzeba ograniczyć o 20%, a dostawczych - o 40%.

Na tak ruchliwej drodze nawet na pasach z sygnalizacją dochodzi do potrąceń pieszych.

- wyjawia Suliborski. Wystarczy jednak zajrzeć do pierwszego z brzegu raportu na temat bezpieczeństwa ruchu w Warszawie, by dowiedzieć się, że do potrąceń pieszych dochodzi również na trasach z kładkami i przejściami podziemnymi. Najechania na pieszych notowane są np. na wiadukcie Poniatowskiego, na Trasie Toruńskiej, w al. Stanów Zjednoczonych, a także na omawianym odcinku ul. Jagiellońskiej... Są to wypadki dwojakiego rodzaju - albo zdesperowani piesi nie mający siły pokonywać schodów próbują się przedostać w poziomie jezdni, albo kierowcy zachęceni bezkolizyjnością trasy tracą panowanie nad pojazdem i wpadają swym bolidem na przystanek komunikacji zbiorowej. Wszystkie należą do szczególnie krwawych, ze względu na znaczne prędkości rozwijane na pozornie bezkolizyjnych trasach.

Gdyby zresztą redaktor Majszyk przejechał się ul. Jagiellońską przed publikacją, odkryłby, że - o zgrozo - już są tam przejścia dla pieszych w poziomie jezdni. Kolejne przewidziane są w projekcie skrzyżowania z trasą Krasińskiego, które zdławi przepustowość ul. Jagiellońskiej znacznie skuteczniej niż jakiekolwiek przejście dla pieszych.

Maoistyczny spisek zatacza jednak szersze kręgi - przejścia dla pieszych w poziomie jezdni występują również np. na równoległych ulicach Wysockiego i Odrowąża. Mających, dodajmy, dokładnie taką samą klasę funkcjonalną i tak samo łączących obwodnice jak ul. Jagiellońska. 13 (słownie: trzynaście) sztuk zabójczych przejść dla pieszych na odcinku zaledwie 3 (słownie: trzech) kilometrów! Jesteśmy zgubieni!

A na kładkę nad jezdnią nawet hummer nie wjedzie - przekonuje [Suliborski].

- to chyba jedyna informacja w tym artykule, którą ekspert SISKOMu rzetelnie i osobiście sprawdził. Wierzymy na słowo.

Czego broni SISKOM?

- Tandetnych, substandardowych podnośników, które częściej są zepsute niż działają (na zdjęciu: Słowackiego / Trasa AK [zobacz >>>]).

- Utrzymywania fikcji, że podnośniki te zapewniają dostęp niepełnosprawnym, rodzicom z wózkami dziecięcymi czy komukolwiek innemu (na zdjęciu rondo Dmowskiego).

- Specyficznie polskiego rozwiązania pt. Jesteście młodzi, możecie 10 m wnieść rower [zobacz >>>] (na zdjęciu kładka w ul. Czerniakowskiej).

Co postuluje ZM?

- Tworzenie rozwiązań bezkolizyjnych niewymagających pokonywania schodów (na zdjęciu wywalczona z trudem kładka nad Trasą Toruńską, finalistka Konkursu Dobrych Praktyk transportowych [zobacz >>>]).

- Tam, gdzie brak miejsca na prawidłowe pochylnie lub natężenie ruchu samochodowego nie jest duże - zastępowanie lub uzupełnianie schodów przejściami w poziomie jezdni, tak jak na placu na Rozdrożu.

Co dziwi ZDM?

Drogowcy już tradycyjnie są zaskoczeni - tak jakby postulaty Zielonego Mazowsza wysunięte zostały dopiero przy okazji protestu. No cóż, zimy ostatnio łagodne, pozostają zatem ekolodzy. Wygodnie jest przemilczeć fakt, że pisma w sprawie pochylni na planowanych do remontu kładkach - w tym tej nad ul. Jagiellońską - słane były już od półtora roku [zobacz >>>].

Jak zwykle, zaskoczenie drogowców wzbudził fakt, że podobnie jak w przypadku ul. Andersa [zobacz >>>] czy Trasy Mostu Północnego [zobacz >>>] po kilkunastu miesiącach bezskutecznego słania pism do inwestora zdecydowaliśmy się skorzystać z przysługujących mieszkańcom demokratycznych państw praw do włączenia się w procedury administracyjne.

Skandal! U przewodniczącego Mao to byłoby nie do pomyślenia!

Algebra liczb urojonych

To [budowa pochylni zamiast wind] oznaczałoby trzykrotne - nomen omen - wywindowanie kosztów

- rzucił dla czytelników Życia Warszawy Adam Sobieraj. A co tam, dla telewidzów Dziennika Wieczornego, o, to bez kozery powiem pińcset. Dziesięć tysięcy! Pięćdziesiąt! Milion!

Dla pozostałych: otwarta na początku tego roku kładka nad al. Niepodległości - z dwoma łagodnymi pochylniami oraz dwoma windami kosztowała 4,5 mln zł. Wzorcowa kładka nad Trasą Toruńską z samymi pochylniami - 4,2 mln zł. Kładka nad Jagiellońską o podobnej długości, ale za to z samymi windami kosztować ma 3,8 mln. Jak widać, w algebrze ZDM 4,5/3,8 = 3.

O kwestii kryzysu i niższych obecnie cen w budownictwie litościwie nie wspominamy. Warto jednak zestawić tę wypowiedź z innym zaskoczeniem ZDM:

...już w sierpniu wyczerpał się roczny limit kwotowy przeznaczony na konserwację wind przy ul. Marynarskiej, który wyniósł 400.000 zł (2008.09.11, wiadomość pt. Dziennikarko, zacznij pisać! z oficjalnej strony ZDM).

Różnica w kosztach inwestycji może się zatem zwrócić już po półtora roku eksploatacji. Rzeczniku, zacznij liczyć! Na początek wystarczy do trzech.